I to niepokoiło Shepa. Miał na temat Nevady nie najlepsze mniemanie. Podejrzewał nawet, że Smith przekupił
Caleba Swaggerta i Ruby Dee, żeby zeznawali na niekorzyść Rossa McCalluma. Smith i McCallum bez wątpienia 163 mieli ze sobą na pieńku. Ale zaraz morderstwo? Wrabianie? Dla Shepa to było jak gorzka pigułka. Na swój sposób lubił Nevadę. Ale wcześniej się pomylił i teraz Nevada Smith był w niewesołym położeniu. Wszedł po schodach do domu Vianki. Dręczyła go myśl, że ktoś jeszcze wiedział o pistolecie: anonimowy cynk musiał przecież skądś pochodzić. Czyżby Nevada nie umiał trzymać języka za zębami? Może się przechwalał? Albo niechcący, może nawet po pijanemu, wygadał, gdzie jest broń. Coś tu nie grało. Kiedy podszedł do drzwi, cętkowana kotka zeskoczyła ze swojego legowiska na parapecie okiennym i zniknęła za terakotową donicą z kwitnącymi bugenwillami. Shep zapukał w ekran z siatki i zajrzał do zaciemnionego wnętrza. W rogu pokoju stał telewizor, nastawiony na hiszpańskojęzyczny kanał. - Momento - zawołała Vianca gdzieś ze środka domu. Puls Shepa poszybował ku stratosferze, gdy tylko usłyszał jej głos. Pojawiła się niemal natychmiast. Patrzyła na niego spokojnymi, ciemnymi oczami, kiedy otwierała drzwi. - Dziękuję, że przyjechałeś. - Nie ma za co. - Ściągnął kapelusz i trzymał jego kres w spoconych palcach. - Proszę, daj mi go. - Wzięła od niego kapelusz, muskając przy tym jego palce. Przeszył go rozkoszny dreszcz, od rąk aż po miejsce, w którym barki łączą się z kręgosłupem. Zapachy korzennych przypraw i papierosowego dymu mieszały się z wonią jej perfum. - Chciałbyś się czegoś napić? Mam colę albo kawę, albo... - Nie, dziękuję - skłamał. Zupełnie zaschło mu w gardle. Jej włosy były ciemne i błyszczące; delikatne loki okalały twarz w kształcie serca. Świetliste oczy spoglądały na niego sponad prostego, krótkiego nosa. Vianca miała najpełniejsze wargi, jakie kiedykolwiek widział. Była ubrana w białe dżinsy, szeroki, czarny pas ze srebrną sprzączką i intensywnie różowy top, który opinał jej piersi. - Mówiłaś, że masz informacje o tej sprawie. - Tak... chwileczkę. Muszę sprawdzić, co u madre. Proszę, usiądź. - Pokazała mu kanapę w pokoju, gdzie grał telewizor. Shep czuł się staro i niezdarnie; zażenowany, przemknął obok małego ołtarza, ustawionego między salonem a jadalnią. Malowidło przedstawiające Jezusa z wyraźnie pokazanym sercem było podświetlone od tyłu. Stół pod obrazem był przykryty serwetą; całości dopełniały migoczące świece i kilka fotografii uśmiechniętego Ramóna, oprawionych w ramki. Shep poczuł się nieswojo. Urodził się w rodzinie metodystów i w tym obrządku był wychowywany, toteż nie do końca ufał katolikom; zresztą luteranom czy mormonom też nie. Nie był pewien nawet baptystów, ale się z tym nie zdradzał, bo rodzice Peggy Sue należeli akurat do tego Kościoła. Usiadł na przykrytej pledem kanapie, która czasy świetności miała zdecydowanie za sobą, i śledził wzrokiem Viancę. Miała na sobie tak obcisłe dżinsy, że widać było szczelinę między jej sprężystymi, małymi pośladkami. Shep zastanawiał się, co by czuł, gdyby udało mu się przebiec palcami albo językiem po tym seksownym miejscu. Weszła do małej sypialni; dostrzegł krawędź łoża małżeńskiego, przykrytego narzutą. Zobaczył też dwa wzgórki: stopy pani Aloise. Najwyraźniej starsza pani odpoczywała. Vianca pojawiła się po paru sekundach. Po cichu zamknęła za sobą drzwi i leciutko uśmiechnęła się do swojego gościa. - Hm - zaczęła, siadając obok niego na kanapie i składając ręce między kolanami. - Jest coś, co muszę ci powiedzieć. - Uśmiech zniknął. Zastąpiła go kamienna powaga i Shep odniósł wrażenie, że pomimo ciemnej skóry 164 Vianca trochę pobladła. - Co? - Chodzi o Nevadę. Shep natychmiast zrobił się czujny. Dawno temu Nevada i Vianca chodzili ze sobą. Mówiło się, że nigdy nie przebolała tego, że zostawił ją dla Shelby Cole. Vianca wciągnęła powietrze. - Przedtem kłamałam na jego temat. Nie chciałam, żeby wpadł w tarapaty. Och, Dios. - Nerwowo oblizała wargi i Shep pomyślał, że zaraz oszaleje. Jego przeklęty penis był twardy jak skała. - Widziałam go tamtej nocy, kiedy został zabity mój ojciec. W sklepie. - Tak mówiłaś. Ale to było wcześniej. Kiedy był z twoim kuzynem Joem Hawkiem. - Nie, wrócił później. Sam. - Mówiła tak cicho, że ledwo ją słyszał. Przygryzała swoje cudowne usta, a do jej oczu napływały łzy. - Ja... byłam w nim zakochana i nie chciałam, żeby coś mu się stało. Nie mogłam uwierzyć... -