Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/przedszkole46.sosnowiec.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra17/ftp/przedszkole46.sosnowiec.pl/paka.php on line 5
- Trzy tygodnie - odparł Diaz.

- Trzy tygodnie - odparł Diaz.

  • Joachima

- Trzy tygodnie - odparł Diaz.

02 March 2021 by Joachima

Odpowiedź zszokowała Millę. Patrzyła na mężczyznę, a jej oczu nie zasnuwała już biała mgła apatii. - Ale... Co ze Świętem Dziękczynienia? - już wypowiadając te słowa, miała poczucie ich kompletnego idiotyzmu, była to jednak jedyna rzecz, która przyszła jej na myśl. - Obeszli bez nas. Trzy tygodnie. Znaczyło to, że był już pierwszy tydzień grudnia. - I tak nie miałam z kim spędzić święta - powiedziała. - Masz przecież rodzinę. - Ale nie spędzam z nią świąt, wiesz przecież doskonale. Zamilkła, myśląc o mamie, do której nawet nie zadzwoniła po znalezieniu Justina. Mama mogłaby teraz oczekiwać, że Milla pogodzi się z Rossem i Julią, zapomni im wszystko, przebaczy. A ona nie mogła tego zrobić. Jeszcze nie. Może kiedyś... ale to się dopiero okaże. - No to sami urządzimy sobie spóźnione Święto Dziękczynienia - wzruszył ramionami Diaz. I jak je uczcimy, chciała zapytać. Wrzeszcząc? Płacząc? Kopiąc w ściany? Miała nadzieję, że to nie początek nowej, świeckiej tradycji. an43 428 Dni były już bardzo krótkie i zimne. Diaz przyniósł jej kilka par ciepłych skarpet, w sam raz na spacery. Chodzenie po plaży pomagało, nawet gdy nie było słońca. Patrzenie na ocean też pomagało. Czasem był szary, a czasem niebieski. Ale zawsze tam był, niewzruszony, majestatyczny bezmiar. Ataki furii zdarzały się coraz rzadziej, tak jak i napady potwornego, niemożliwego do opanowania płaczu. Milla była tak wymęczona, psychicznie i emocjonalnie, że wykonywała praktycznie tylko niezbędne czynności, funkcjonowała na podstawowym poziomie. Wolała nie myśleć, co by się z nią stało, gdyby Diaz jej tu nie przywiózł. Nie cierpiała tego uzależnienia od niego, ale może mężczyzna w ten sposób chciał odpokutować winę. Problem w tym, że jego działania nie powodowały żadnej zmiany w uczuciach Milli. W tej chwili nie była zdolna do zajmowania się dwiema sprawami naraz, a czas sprawy Diaza jeszcze nie nadszedł. Czasami wystawiała twarz do zimowego słońca, pozwalając skąpym promieniom gładzić swą skórę. Przetrwała. an43 429 - 28 - Milla wiedziała i czuła, że Diaz wciąż ją obserwuje. Wiedziała też, że on nigdy się nie poddaje, nigdy nie traci z oczu obranego celu. Cel ów pozostawał zagadką dla Milli, ale miała dziwną pewność, że sam Diaz doskonale wie, czego chce. To właśnie jej pragnął. Rozumiała to, ale nie mogła sobie wyobrazić, że znów będą razem. Przepaść, która powstała między nimi, była nie do przeskoczenia. Diaz zdradził ją w najgorszy i najboleśniejszy z możliwych sposobów, a zdolność przebaczania nie była najmocniejszą stroną Milli. Już dawno uznała, że żywienie urazy wcale nie jest takie straszne. Mogła to robić bardzo długo.

Posted in: Bez kategorii Tagged: skaryfikacji, agata dąbrowska jaka to melodia, beżowy makijaż oczu,

Najczęściej czytane:

65

- Zostaw mnie w spokoju! Śpiew nie ustawał. Zagłuszał przejmujący wiatr, którego podmuch sprzątnął spod ich nóg pierwsze suche liście. Był nawet głośniejszy niż warkot silnika motoru, którego koła nie przestawały się kręcić. Jed się wyrwał, ale wpadł do dziury, którą Chase zapomniał zasypać. Szybko się jednak pozbierał. - Niech was wszyscy diabli! - wrzasnął, dobywając głos ze ściśniętego z przerażenia gardła. - Niech was szlag trafi! W ciemności przemknął kot. Jed uciekał co sił w nogach. Chwilę później rozległ się dźwięk zapalanego silnika corvetty Jeda. Samochód zawył przeciągle i ruszył z piskiem opon. Silnik ucichł, a zawyły zmieniane biegi. Po chwili hałas ucichł w ciemności. - Krzyż na drogę - powiedziała Sunny. - Co zrobiłaś? - spytał matkę Brig. Wyciągnęła ręce i dotknęła jego czoła. Skrzywił się. - Musisz się nauczyć walczyć z przeciwnikiem głową, a nie pięściami. - Jesteś oszustką, mamo. - Tylko wtedy, gdy muszę. - Jej oczy były spokojne i ciemne. - Ale widzę wokół ciebie kłopoty, Brig. Naprawdę. Znacznie poważniejsze niż ten pętak. - Zobacz, mamo. Zaczynasz wierzyć we własne bajki. - To nie bajki. - Bzdura. - Zakpiłam z syna Bakerów, ale to wcale nie znaczy, że to bajki. Jeda trzeba było porządnie przestraszyć. Ale to, co widzę wokół ciebie i Chase’a jest najprawdziwszą prawdą. - Chyba nawet za bardzo przestraszyłaś Jeda. - I dobrze. - Spojrzała na drogę. Na jej gładkim czole pojawiły się zmarszczki. - Już więcej nikogo nie napadnie. - Słuchaj, nie martwię się o siebie ani o Chase’a - skłamał Brig, ocierając pot z czoła. Poczuł, że rzęsisty deszcz pada mu na głowę. - A powinieneś. - Muszę iść... - Poczekaj. - Spojrzała w niebo i zmarszczyła brwi, widząc chmury, które przesłaniały księżyc. - Musisz mi opowiedzieć o przyjęciu u Caldwellów. Wcześnie wróciłeś. - Było nudno. - I były problemy. - Zgadujesz, czy masz wizję? Założyła ręce pod biustem - Następnym razem przeklnę ciebie - zażartowała, ale nie było jej do śmiechu. Zagryzła wargi, patrząc na zakrwawiony kij. - Było trochę zamieszania, ale nic poważnego się nie stało - skłamał. - Nikt się nawet nie pokwapił, żeby wezwać policję. - Otrzepał kurtkę i podniósł motor. Miał poważne kłopoty. Naprawdę poważne. Nie chodziło tylko o kilka obelg pod adresem Sunny ani parę uderzeń kijem baseballowym. Pomyślał o Cassidy i poczuł wyrzuty sumienia. Cholera, ta dziewczyna dała mu się we znaki. Na dodatek miał urwanie głowy z jej siostrą. Angie. Dziwnie się dzisiaj zachowywała. Nie kokietowała go. Była chyba przygnębiona. Nie odstępowała go na krok, a po chwili flirtowała i tańczyła z innymi chłopakami, którzy łazili za nią watachą. Kiedy Brig miał już dosyć wystawnego przyjęcia i snobistycznych gości, namówił ją, żeby wyszli. Zgodziła się. Poszli ścieżką między drzewami przy domu. Angie się rozpłakała. Zaciągnęła go do składziku przy szklarni. - Co ci jest? - spytał podejrzliwie, bo jej nie ufał. - Nic. Nie wierzył jej. Angie Buchanan kręciła całym światem wokół siebie. Jednak po jej ładnej twarzyczce spływały łzy. Czuł, że ma jakieś kłopoty. Kłopoty, których on nie potrzebował. - Pomóż mi, Brig. - Jak? - Przytul mnie. - Angie, chyba pora wracać do domu. - Jeszcze nie. - Była zrozpaczona. Opuściła górę różowej sukni, odsłaniając kusząco jedną pierś. Chciała mu się oddać. - Na miłość boską, załóż to na siebie! - Proszę cię, Brig... - Chwyciła go za rękę i położyła ją na swoim jędrnym ciele. Patrzył, jak brodawka jej piersi stwardniała w oczekiwaniu. Pozwalała mu czuć ogień i płomienie, które w niej płonęły. Miał dziewiętnaście lat. A ona była taka pociągająca. - Pozwól, żebym cię zadowoliła - wyszeptała. - Jak wtedy... Pamiętasz? W skroniach Briga pulsowało pożądanie. Jej skóra była gładka jak jedwab. Musiał włożyć wiele wysiłku, żeby oderwać od niej ręce. Angie była nieugięta. Przyciągnęła palce Briga na drugą stronę sukni. Pomogła mu zsunąć z 66 ... [Read more...]

uniwersytecki. Potem jak huragan przeszedł przez akademię

medyczną. Gdy Milla go poznała, miał już dwadzieścia pięć lat i był doświadczonym chirurgiem. Spodziewała się aroganckiego bubka albo beznadziejnie nudnego jajogłowego. ... [Read more...]

nie byłam pewna, co ty na to.

an43 118 ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 przedszkole46.sosnowiec.pl

WordPress Theme by ThemeTaste