zwróciłby uwagi. Diaz czekał ukryty w cieniu, jego uwaga wciąż
skierowana była na jednego człowieka. Tuż przed świtem Enrique wstał i poklepał po plecach swoich kumpli, wymieniając z nimi głośne i wesołe przekleństwa - jeśli tak można określić ten agresywny pijacki bełkot. Prawdopodobnie ukradł już wystarczająco dużo, to była udana noc. Kiedy ludzie po trzeźwieją, mogą równie dobrze pomyśleć, że tak szampańsko się bawili, iż sami przepuścili całą forsę. Kiedy Enrique otworzył drzwi, świeże powietrze nie zdołało ani trochę naruszyć szarej masy gęstego dymu wypełniającego wnętrze an43 326 knajpy. Diaz leniwie ruszył się ze swego miejsca, starając się dotrzeć do drzwi tuż po Enrique. Szedł swobodnie, niespiesznie, by nikt nie powziął najmniejszych podejrzeń. Jak tylko zamknęły się za nimi drzwi, dłoń Diaza zasłoniła usta Enrique, a czubek jego noża nacisnął boleśnie skórę na karku młodego Guerrero, tuż pod uchem. Diaz pociągnął sparaliżowanego strachem kieszonkowca w ciemną wąską uliczkę. - Mów, a przeżyjesz - powiedział po hiszpańsku. - Szarp się, a zginiesz. Odsłonił usta Enrique. Aby upewnić się, że facet pojmuje powagę sytuacji, Diaz ukłuł go nożem. Zabolało jak diabli, krew pociekła, ale Diaz uważał, by nie zrobić mu prawdziwej krzywdy Enrique już trząsł się cały ze strachu, obiecując wszystko, co tylko seńor sobie życzy Proszę, pieniądze, proszę bardzo... - Łapy przy sobie, cabrón - syknął Diaz, wbijając czubek noża milimetr głębiej; drugą ręką szybko obszukał Enrique, znajdując nóż, który tamten właśnie próbował wyjąć z kieszeni. - Nie chcę kasy zabranej twoim kumplom, tylko kilku odpowiedzi. - Tak, tak. Dobrze. - Przysłała mnie twoja matka. Nazywam się Diaz. Pod Enrique ugięły się kolana. Obrzucił Lolę stekiem malowniczych wyzwisk, którymi jednak stara pewnie by się specjalnie nie przejęła. Diaz uznał, że nie ma przed sobą kochającego syna. Zresztą, gdyby ona była oddaną matką, Diaz nigdy nie dowiedziałby się od Loli, jak znaleźć Enrique. Starą obchodził an43 327 wyłącznie własny los; zapewne tę właśnie cechę odziedziczył po niej syn. - Dziesięć lat temu mieszkałeś z Lolą. Zajmowała się wtedy porwanymi dziećmi. - Nic nie wiem o dzie... - Zamknij się. Nie pytam o dzieci. Dla kogo pracował Arturo Pavon i twój stryj, Lorenzo? Słyszałeś nazwisko ich szefa? - Jakiś yanqui - mruknął Enrique - Za mało, cabrón. Nazwisko. - Nie... nie wiem. Ja tylko słyszałem, że mieszka w El Paso. - To wszystko? - Przysięgam! - Rozczarowujesz mnie. Nie usłyszałem nic nowego. - Nigdy go nie widziałem - Enrique zaczął drżeć. - Pavon zawsze